24 sty 2016

zamykam

Ostatnio wszystkie moje życiowe aktywności koncentrują się na zamykaniu.
Najpierw zamknęłam sprawę, o której pisałam poprzednio, później zabrałam się za kolejne. A to trwało, trwało i trwało. a jak skończyło trwać zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo mnie to wszystko zmęczyło. A wiecie co jest najbardziej męczące? Koncentracja.
Ostatnio cierpię na chroniczną koncentrację na temat tego co jeszcze mam do zrobienia. I nie zapominam o niczym ani na sekundę. Ciągle pamiętam np. to, co mam zrobić w środę za dwa tygodnie o godzinie 10.30. Pamiętam o wszystkim, nawet nie muszę zapisywać. I chyba własnie od tego przegrzały mi się jakieś synapsy w mózgu. Ale nie robię tego celowo więc nie wiem jak przestać. Pozostało mi więc zamknąć jeszcze temat mojego pamiętania więcej niż trzeba. W końcu po co kupiłam uroczy błękitny kalendarz? I po co go targam ze sobą wszędzie gdzie idę? No bez sensu. 

Jak się tak zaczęłam zastanawiać nad tym pamiętaniem to zdałam sobie sprawę ile mam rozpoczętych i zostawionych "drobnych spraw". Naprawdę drobnych, np. trzy rozpoczęte i odłożone książki. Obejrzane początkowe 20 minut filmu, a reszta zostawiona na kiedyś. To przecież nie są poważne problemy. To nawet nie są niepoważne problemy - to nie są żadne problemy. Ale ich nagromadzenie przyczyniło się do sparaliżowania pracy mojej głowy.

Pewnie dlatego w środku nocy nadal toczą się w niej głębokie procesy. Które dalej nie pozwalają mi spać. Pora nadrobić książki i obejrzeć filmy. A później się wyspać.

I jeszcze jedno chciałam Wam powiedzieć.
Było mi dziś przykro.
Lubię od jakiegoś czasu dwie osoby. I lubiłam spędzać z nimi czas. Ale pojawiła się osoba trzecia, z którą przebywanie naprawdę nie sprawia mi przyjemności. Jest uszczypliwa wobec mnie, a ja tego nie toleruję. Sama praktykuje przejrzyste relacje z ludźmi, albo kogoś lubię i ten ktoś o tym wie, albo nie lubię i nie spędzam z nim czasu, a kiedy bardzo mi przeszkadza to mu o tym po prostu mówię. Nie złośliwie - po prostu moja praca nauczyła mnie mówienia również tych trudnych rzeczy. Wprost. Osoba trzecia natomiast ewidentnie za mną nie przepada, ale nie jest na tyle rozgarnięta, żeby zająć choć odrobinę szczere stanowisko. Pluje jadem pod przykrywką słodkiego uśmiechu. Jak widzę takie zachowanie dostaję drgawek. Jestem na takim życiowym etapie, że z ręką na sercu nie zależy mi na tym, żeby mnie lubili wszyscy. Ani też nie mam ciśnienia na to, żebym to ja lubiła wszystkich. Dawno temu pogodziłam się z tym, że z niektórymi ludźmi po prostu nie jest nam po drodze i tyle. 

W tej sytuacji najbardziej logicznym wyjściem jest dla mnie niespędzanie czasu z osoba trzecią. Tak też zrobiłam. A po jakimś czasie jedna z dwóch osób, które lubię zapytała mnie co się stało, czy coś zrobiły, że już nie spędzam z nimi czasu.

A problem polega na tym, że ta trzecia jest z nimi sklejona.
Więc zostałam postawiona przed wyborem - albo żyć z upierdliwą osobą 3 po to, żeby mieć nadal kontakt z dwoma pozostałymi, albo poświęcić znajomość z dwoma, na rzecz świętego spokoju...
Chyba nie ma tu dobrego wyjścia, ale skłaniam się ku drugiemu.
Trudno mi tolerować trójkę. 
To też chyba muszę zamknąć, choć niechętnie...

3 komentarze:

  1. jak dla mnie nie ma co nic robić na siłę po prostu żeby się nie męczyć;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja na Twoim miejscu chyba powiedziałabym tej dwójce o co dokładnie chodzi...tak na spokojnie bez tej trzeciej osoby, bo czasem nie warto przekreślać pewnych wartościowych osób...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak też zrobiła, bo z czystej sympatii do tych dwóch nie chciałam oszukiwać, ani nie chciałam, żeby myślał, że chodzi mi o nie. Natomiast nie rozwiązuje to sytuacji, bo tak jak wspomniałam są dosyć sklejone. Mieszkają w jednej miejscowości i dojeżdżają razem dosyć daleko.

      Usuń